„Jak Zostać Mistrzem”
recenzja książki i merytoryczne perełki
Czy jesteś w stanie uwierzyć, że istnieje sprawdzona formuła na osiągnięcie mistrzostwa? Że jeśli tylko ją zastosujesz i uda Ci się nie wpaść pod koła rozpędzonego pojazdu, zdobędziesz to czego pragniesz? A może nawet więcej? Robert Green uważa, że zna tę formułę i jest w swoim wywodzie całkiem przekonujący.
1. Ogólne przemyślenia
Jeśli po przeczytaniu wprowadzenia do recenzji przyszło Ci do głowy, że “Jak zostać mistrzem” to drugi “Sekret” promujący prawo przyciągania czy inne New Age’owe hokus pokus, to błędne ogniki zwiodły Cię na manowce. Zalecenia autora są po przeciwnej stronie barykady. Tak, twierdzi on co prawda, że odkrył drogę prowadzącą do mistrzostwa, ale wiedzie ona przez lata pracy i wyrzeczeń. 7-10 lat, żeby być dokładnym. Fani ideologii sukcesu, który jest szybki, łatwy i przyjemny, odejdą więc od tej książki już po pierwszych kilkunastu stronach ze zniesmaczeniem kiwając głową na boki.
Nawet dla osób z pewnym samozaparciem przebrnięcie przez książkę może okazać się nie lada wyzwaniem. Ma ona 330 strony i to zapisane drobnym maczkiem. Ilością treści dorównuje Covey’owym cegłom. Autor lub wydawca nie zadał też sobie trudu, by nam-Czytelnikom tę podróż uprzyjemnić czy ułatwić. Nie znajdziemy w książce ilustracji, wykresów, tabelek – czegokolwiek na czym można zawiesić oko, zmęczone podążaniem litera za literą. Nie ma nawet wytłuszczeń tekstu. Ważne myśli zaznaczone są ledwie widoczną kursywą. Ciekaw jestem czy to celowy zabieg. Wszak książka traktuje o wytrwałości i pokazuje że
“Droga do mistrzostwa często wiedzie przez ból, frustrację i wyrzeczenia.”
Może więc toporność książki jest celowa? Stanowi zaplanowane ćwiczenie wytrwałości i samozaparcia dla Czytelników?
Gra jest moim zdaniem warta świeczki. Choć ani forma prezentacji wiedzy ani język autora nie rozpieszcza, to już merytoryczne treści oraz niezwykłe historie wynagradzają poniesiony trud. Robert Green ma niebanalne spojrzenie na naturę człowieka. Warto wysłuchać, co ma do przekazania. Jego argumenty są bardzo przekonujące, szkoda tylko że nie odsyła do źródeł swojej wiedzy. Skąd wie, że tak jest? Jakie badania, które przeczytał, to potwierdzają? Tego możemy się jedynie domyślać. Szkoda tym większa, że autor nie opowiada o swoich doświadczeniach, które są jedyne i słuszne. Widać, że jego mądrość bierze się z wielu źródeł, których jednak wprost nie podaje.
2. Merytoryczne perełki
a) strategie szukania życiowej misji – jestem pod dużym wrażeniem tego fragmentu książki, który podpowiada jak znaleźć “zadanie życiowe”. Dostajemy od Roberta 5 konkretnych strategii, popartych historiami znanych ludzi, którzy właśnie w ten sposób postępowali.
[1] powrót do źródeł – czyli sięgnięcie do rzeczy, które w młodości sprawiła Ci najwięcej frajdy lub uczyłeś/łaś się ich szybciej i sprawniej niż Twoi rówieśnicy
[2] nisza idealna – czyli znalezienie takiej dyscypliny, której nikt do tej pory nie zajął. Dzięki temu jesteś bezkonkurencyjny/na i zamiast skupiać się na rywalizacji, możesz zgłębiać swój wyjątkowy temat. Taka nisza może pojawić się w wyniku nietypowej specjalizacji lub połączenia ze sobą dwóch dziedzin, które świetnie znasz
[3] z dala od niewłaściwych dróg – czyli zejście ze ścieżki, która zwodzi na manowce. Możliwe że osiągasz sukcesy w tym, co robisz. Nie znaczy to jednak, że to powinno być Twoje “zadanie życiowe”. Szukaj czegoś, co będzie dla Ciebie stanowiło wyzwanie, napełniało Cię ciekawością, skłaniało do spędzania godzin nad rozmyślaniem, jak to połączyć w sensowną całość. Sukces, dobry wynik finansowy często zagłusza możliwość odkrycia swojego powołania.
[4] przeszłość pozostawić za sobą – czyli szukanie obok. Może się tak zdarzyć, że względy zdrowotne lub rodzinne uniemożliwią Ci realizację kariery, która była przez Ciebie wymarzona. Zamiast się załamywać lub próbować za wszelką cenę trzymać się wcześniej obranego kursu, lepiej jest się zastanowić. Wykorzystać to jako impuls do dokonania korekty. Sprawdzenia, co tak naprawdę w starej wizji było dla Ciebie najbardziej pociągające. Sprawdzenie na ile możesz to osiągnąć, trochę inną drogą niż do tej pory planowałeś/łaś.
[5] droga z powrotem – bardzo możliwe, że już byłeś/łaś na właściwej ścieżce. Ale coś Cię z niej ściągnęło – pokusa dorobienia się pieniędzy, sławy, uznania. Nie warto oddawać spełnienia się za te szybkie korzyści. Pieniądze i uznanie i tak przyjdą z czasem i to dużo większe, jeśli tylko będziesz robić to, do czego jesteś powołany/na.
“Najpierw biegłość (mistrzostwo) potem pieniądze. Nie odwrotnie.”
Jeśli moje skrótowe opisy brzmią nieprzekonująco, to znak, że warto zapoznać się z nimi w oryginale i pełnej wersji. Tam mają swoją moc i przykłady życia ludzi są dobrą podpowiedzią, jak dojść do odkrycia swojej życiowej misji.
b) talent przeszkadza w osiągnięciu mistrzostwa – autor pokazuje zagrożenia bycia “złotym chłopcem”, czyli osobą, która ma do czegoś smykałkę. Taka persona osiąga dobre wyniki bez większego wysiłku, Utwierdza ją to w przekonaniu, że nie musi się starać, przechodzić rygorystycznego treningu. I to sobie poradzi, w końcu ma do tego talent. To na to inni potrzebują zapracować potem, krwią i łzami, ona potrafi ‘ot tak’. Jest to prawdą, jednak tylko do pewnego momentu. “Złoci chłopcy” prędzej czy później napotykają na ścianę, której nie potrafią pokonać. Nie doświadczając wcześniej nudy czy frustracji nie są przygotowani na niepowodzenie czy ciężką pracę. Często kończą jako osoby, które się świetnie zapowiadały i z nieznanych przyczyn ich potencjał się zmarnował. Nieznany dla postronnych obserwatorów, jednak nie dla Roberta Greena. Autor pokazuje na przykładach, jak często żółw wygrywa z zającem. Talent daje na starcie olbrzymią przewagę. Jednak patrząc długodystansowo – często jest bardziej balastem niż pomocą. Z kolei człowiek, który od początku mierzy się z trudnościami, uczy się je pokonywać i się ich spodziewa. Dużo łatwiej wytrwać mu w trudnych chwilach, które z pewnością nadejdą.
To tylko dwie, spośród wielu ciekawych myśli Roberta Greena. Stworzył on wyjątkowy i bardzo konkretny opis, jak dojść do mistrzostwa. Nie po weekendowym szkoleniu ani nawet lekturze jego książki. Lecz znalezieniu “życiowego zadania”, celowym ćwiczeniom i konsekwentnej pracy. Wieloletniej pracy, która jednak może Cię zaprowadzić dokładnie tam, gdzie pragniesz. Do mistrzostwa.